Los bywa kapryśny jak pudełko słodyczy... nie zgadniesz, co cię spotka.
To jedyne dziecko, które miało kłopoty jeszcze przed narodzinami.
Nawet z nieba spadłeś, szef może być piekłem na ziemi.
Czy zdarzyło ci się kiedyś wyjść z kina z bólem brzucha od śmiechu? Albo oglądać tę samą scenę komedii 15 razy, bo wciąż nie możesz uwierzyć, że ktoś wpadł na tak genialny żart? No właśnie – komedia to nie tylko gatunek filmowy. To stan ducha, terapia grupowa i dowód, że życie bez poczucia humoru to jak popcorn bez soli. Nudne i bez sensu.
Przyznaj się – ile razy włączyłeś „Miśka” albo „Kiler” po ciężkim dniu? My wszyscy minimum 427 razy. Komedie działają jak cyfrowe aspiryny: rozładowują napięcie, łączą pokolenia i udowadniają, że śmiech naprawdę może być najlepszym lekarstwem. A przy okazji – czy jest lepszy sposób na przetrwanie rodzinnego obiadu niż wspólne oglądanie „Dnia Świra”? IMO to powinno być w programie szkolnym.
Przygotuj listę zakupów, bo zaraz dodasz te tytuły do swojej kolekcji:
Ostatnio słyszę, że „komedia umarła”. Serio? A ja myślałam, że po prostu przeniosła się na Netflixa ;) Nowe produkcje jak „Śubuk” czy „7 uczuć” pokazują, że polski humor ma się świetnie, tylko ewoluuje. Może nie bijemy rekordów Hollywood, ale za to mamy tę specyficzną, słowiańską nutkę autoironii. FYI – to nasz narodowy superpower!
Teraz czas na twoją ruch. Włącz ulubioną komedię, weź kocyk i przekąski (ostrożnie z colą przez nos!), i daj się porwać śmiechowej fali. A jak już skończysz? Podrzuć mi w komentarzu tytuł, który ostatnio rozłożył cię na łopatki. Deal? 😉