Nikczemnika poznać po tym, że zawsze postąpi nikczemnie.
Bez ofiar nie ma chwały. Bez bólu nie ma zwycięstwa. Bez poświęceń nie ma wolności.
Złe moce rządziły Narnią przez sto lat...
Czy kiedykolwiek marzyłeś o ucieczce do świata, gdzie smoki przemawiają, a lasy mają własną magię? No właśnie – witaj w klubie! Fantasy to nie tylko gatunek, ale przepustka do nieskończonych możliwości. I nie, nie chodzi tylko o elfy z długimi włosami (choć przyznaję – mają styl XD).
Uwielbiam Fantasy za to, że łamie zasady nudnej rzeczywistości. Kto normalny nie chciałby przenieść się do świata, gdzie:
- **Magiczne stworzenia** są na wyciągnięcie ręki,
- **Epickie bitwy** rozgrywają się o więcej niż tylko politykę,
- **Moralne dylematy** nie mają oczywistych rozwiązań.
Pamiętasz ten dreszczyk, gdy po raz pierwszy otworzyłeś „Władcę Pierścieni”? To właśnie kwintesencja Fantasy!
Przyznaję się bez bicia: jestem staroświecki. Dla mnie Tolkien to jak dobry kumpel, z którym zawsze mogę pogadać. Ale hej! Nie zasypujmy gruszek w popiele – współczesne Fantasy też potrafi zaskoczyć. „Wiedźmin” Sapkowskiego? Mistrzostwo świata! Serial „Shadow and Bone”? Cóż… może nie mój podział, ale szanuję za rozmach. IMO klucz to balans między nostalgią a innowacją. A ty – wolisz klasyczne smaki, czy eksperymenty?
Brzmi dziwnie? Wcale nie! Ile razy zastanawiałeś się, co zrobiłby Aragorn w Twojej sytuacji życiowej? Fantasy często pokazuje, że nawet najmniejszy hobbit może zmienić świat – a to całkiem niezła lekcja motywacji, prawda? ;)
Jeśli jeszcze nie masz swojej ulubionej Fantasy-noveli czy serii, najwyższy czas to zmienić. Polecam zacząć od „Miecza Prawdy” Terry’ego Goodkinda – pierwszy tom wciąga jak portal do innego wymiaru. A potem… cóż, gwarantuję, że przestaniesz liczyć noce bezsenne. PS: Nie odpowiadam za zakup kolejnych książek po północnej godzinie – mówię z doświadczenia!