Witaj z powrotem tam, gdzie magia się odradza.
Hej, słuchaj! Kto powiedział, że dokumenty są nudne? Pewnie ten sam gość, który uważa, że kiszenie ogórków to peak rozrywki. A tak serio – jeśli myślisz, że filmy dokumentalne to tylko wykłady o pingwinach albo godzinne ujęcia deszczu, to mam dla ciebie kilka niespodzianek. Ostatnio wciągnąłem się w ten gatunek jak nastolatek w TikTok i… no cóż, moja sofa nigdy nie była bardziej wygodna.
Pamiętasz ten moment, gdy oglądałeś „Królów śmietnika” i nagle zdałeś sobie sprawę, że **śmieci mogą być bardziej dramatyczne niż twoje życie miłosne**? Albo gdy „Honeyland” pokazał ci, że pszczoły mają lepiej zorganizowane relacje niż twoja rodzina? Dokumenty potrafią wywrócić perspektywę do góry nogami – i to bez CGI!
Dokument na sterydach
Kiedyś dokumentalny oznaczał czarno-białe zdjęcia i narratora z głosem jak syrena przeciwmgłowa. Dziś? To pełnometrażowe produkcje z suspensem, humorrem i… no dobra, czasem i tak są te pingwiny. Ale! Platformy jak Netflix czy HBO postawiły na **dokumenty, które biją na głowę niejedną fabułę**. „Tiger King”, „Making a Murderer” – kto tu potrzebuje scenarzystów, skoro życie pisze lepsze historie?
Odpowiem pytaniem: Czy lubisz mieć rację? Bo dokumenty albo ci udowodnią, że świat jest piękny, albo że jesteś częścią apokalipsy. Win-win! Serio though – ten gatunek to nie tylko „edukacja”. To emocje, których nie powstydziłby się Tarantino. Minus? Ciężko potem gadać o pogodzie, gdy wiesz, że planeta się pali. ¯\_(ツ)_/¯
Jeśli jeszcze nie dasz szansy dokumentom, to… no nic, twój loss. Ale pamiętaj: **każdy tu jest głodny prawdy**, nawet jeśli boli. A jak nie wierzysz, to obejrzyj „Don’t F**k With Cats” i powiedz mi potem, że internet to bezpieczne miejsce. Do następnego – trzymam kciuki za twoją nową (nie)snobistyczną obsesję!